wywiad z wojtkiem waglewskim


-->
Moim marzeniem jest festiwal eklektyczny

-Bardzo mnie pobudziła płyta Kim Nowak. Niezależnie od tego, że znam ludzi, którzy ją nagrali. Jest to pierwsza rock’n’rollowa płyta, jaka się pojawiła w Polsce od 10, czy 15 lat – mówi Wojciech Waglewski*, lider zespołu Voo Voo.

Rozmawiał; darvinoğlu


Jak Wojtek Waglewski, Voo Voo i UkraInni znaleźli się na oświęcimskim festiwalu?

Mężczyzna, który wymyślił ten festiwal, doszedł do wniosku, że się nadajemy. Początkowo miało to być Voo Voo i Haydamaky, ale z Haydamakami już nie gramy. W międzyczasie powstał właśnie ten projekt. I jesteśmy.

Stwierdzenie: „Muzyka jest językiem wszechświata” pasuje do Voo Voo, no i cel festiwalu jest podobny. Chodzi o budowanie pozytywnych relacji wśród ludzi…

Tu nie ma lepszego zespołu niż Voo Voo, który wymyślił kiedyś pieśń: „Flota zjednoczonych sił”. Całe nasze działanie od początku, związane jest z budowaniem więzi, musimy być razem, a nie przeciwko sobie.

W ubiegłym roku został wydany album „Voo Voo i Haydamaky”, we współpracy z ukraińskim zespołem właśnie. Jest to wysoce awangardowa próbka polsko-ukraińskiej muzyki, do tego aktualny projekt z UkraInni. Voo Voo zamierza dalej współpracować z ukraińską sceną muzyczną w najbliższych latach, czy macie może jakieś inne plany?

Dziewczyny z Drewa to absolutnie genialny zespół i to nam sprawia olbrzymią radość. Didic, który gra na trąbie, jest fantastyczny. Czy do końca życia będziemy grali z muzykami ukraińskimi, nie wiem. Niebawem pojawi się projekt, który wstępnie nazywa się „Harmonia”. Udział w nim wezmą muzycy żydowscy, ukraińscy, afrykańscy. Jest to w ogóle taki „między światowy” projekt. Co będzie dalej, zobaczymy. Chcielibyśmy też w naszym skromnym voo’wowskim składzie nagrać płytę rock’n’rollową.

Wspomniany trębacz. Bardzo go pan zachwalał podczas kulisów Najmniejszego Koncertu Świata pod patronatem radia Roxy. Mówił pan, że jest to jeden z największych trębaczy, jakiego kiedykolwiek pan słyszał. Czy to nie przypadek, że współtworzy aktualny projekt.

To jest wybitny trębacz, zaadoptowaliśmy go do paru projektów. Jak wiadomo, jest to muzyk, który grał w Haydamakach i zdecydował się grać z nami, bo lepiej mu się gra (śmiech).

W okresie wakacyjnym startuje nowy projekt „Męskie Granie” pod patronatem Żywca, którego jest Pan dyrektorem artystycznym. Wiadomo już, że udział w projekcie wezmą nietuzinkowe osobowości, tj. Leszek Możdżer, Andrzej Smolik, czy Tomasz Stańko. Jak pokrótce sprecyzować idee owego przedsięwzięcia?

Lepszych osobowości już nie ma (śmiech). Idei jest kilka. Przede wszystkim pokazanie polskich artystów, którzy są bardziej hołubieni na świecie, niż w Polsce. My jesteśmy w tej chwili na takim etapie, jak parę lat temu, kiedy w polskiej telewizji pojawiło się MTV. Nagle wszyscy zachłysnęli się zachodnią twórczością, co wpłynęło na spadek sprzedaży polskich płyt. Aktualnie to się zmienia, jesteśmy na etapie fantastycznych festiwali, na których praktycznie co tydzień mamy gwiazdę światowego formatu. Wszystko jest pięknie, ale nie do końca. Nawet, jeśli jest sponsoring Heinekena, który ma doskonały pomysł i pokazuje polskich artystów w takiej samej ilości, jak zagranicznych. To niestety w mediach „ni huhu”. Ani słowa, ponieważ dziennikarze piją sobie piwko i idą tam, gdzie akredytowani mogą zobaczyć sobie zagranicznego artystę za friko. Wracając do „Męskiego Grania”, to naszą naczelną zasadą jest pokazać artystów z jednej strony wielkich, wybitnych, typu Tomek Stańko i Leszek Możdżer, a z drugiej strony zupełną młodzież, typu Kumka Olik. Chcemy pokazać tę estetykę, bo nie będzie to festiwal „oblewania się piwem”. Będzie to festiwal, gdzie będą fantastycznie zaaranżowane sale, świetnie przygotowane scenograficznie. Mam nadzieje, że to będzie taka jakość, której jeszcze u nas nie było.

Wśród listy uczestników znalazły się takie nazwiska, jak Tomasz Sikora, Mariusz Wilczyński, czy chociażby Jarosław Koziara. Jest to dość różnorodne towarzystwo. Ma to na celu pokazać, jak różnorodna jest ta płaszczyzna artystyczna w Polsce? Chodzi o eklektyzm?

Moim marzeniem jest stworzyć taki eklektyczny festiwal, który skończyłby się operą, gdzieś tam, kiedyś. Mam nadzieje, że są to pierwsze kroki. Sponsor znalazł się na tyle hojny, że udało nam się ściągnąć artystów z najwyższej półki. W przyszłości, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, chcielibyśmy to zrobić w formie rozszerzonej, międzynarodowej. Póki co skupiamy się zapraszaniu artystów wyjątkowych, uprawiających różne dziedziny sztuki. Stąd też Mariusz Wilczyński, Tomek Sikora i wspomniany Jarek Koziara.

W muzyce działa pan od lat 80’, zapewne jest pan inspiracją dla wielu muzyków. A czym inspiruje się Wojciech Waglewski? Skąd ciągle czerpie tą muzyczną świeżość?

W tej chwili bardzo mnie pobudziła płyta Kim Nowak. Niezależnie od tego, że znam ludzi, którzy ją nagrali (śmiech). Jest to pierwsza rock’n’rollowa płyta, jaka się pojawiła w Polsce od 10, czy 15 lat. Nikt nie gra już rock’n’rolla. Nawet moi rockowi koledzy z T.Love, czy Hey, nagrywają piosenki. I wreszcie zaczynają się pojawiać zespoły grające dobrą muzykę rockową. To mnie bardzo zainspirowało i w związku z tym będę się z nimi ścigał. Najbliższa płyta Voo Voo będzie bardzo rockowa.

Wspomniane Kim Nowak nagrało płytę bez użycia komputerów, celowo pozostawiając wszystkie brudy.

Tak, tak. Przede wszystkim jest to płyta, która przywraca ducha prawdziwej muzyki rockowej i to jest fantastyczne. Chcemy się w tę stronę udać.


* Wojciech Waglewski (ur.1953) - polski gitarzysta, kompozytor, aranżer i producent muzyczny. Założyciel i lider jednego z najważniejszych polskich zespołów rockowych Voo Voo. Współpracował z wieloma artystami oraz zespołami Osjan i Goya. Nagrywał także z czołowymi muzykami jazzowymi. Pisał muzykę do filmów oraz spektaklów teatralnych, przez kilka lat mieszkał i koncertował za granicą. Ojciec dwóch awangardowych muzyków Fisza i Emade.